poniedziałek, 3 lutego 2014

Ogólnopolski Festiwal Kulinarny, czyli jak NIE organizować tego typu imprez

Zawsze marzyło mi się wziąć udział w dużej imprezie kulinarnej, podczas której będę mogła degustować, rozmawiać ze specjalistami, uczyć się nowych rzeczy i poznawać innych pasjonatów jedzenia. Kiedy więc usłyszałam, że w Katowicach organizowany będzie Ogólnopolski Festiwal Kulinarny, nie wahałam się ani chwili - od razu zamówiłam wejściówki dla siebie i dla mamy. Nie przeszkadzało mi, że na dwa miesiące przed imprezą nic jeszcze nie było o niej wiadomo. Opis wydarzenia był bardzo obiecujący, a nazwa sugerowała duży event angażujący wystawców z całej Polski - postanowiłam dać szansę tej zacnej idei i kupić bilety w ciemno. Cóż, mam nauczkę na przyszłość, by nigdy nie brać kota w worku.
Jeszcze przed samą imprezą miałam kiepskie przeczucia. Obserwowałam na stronie i fanpejdżu sposób, w jaki organizatorzy promują wydarzenie, i od razu rzuciła mi się w oczy nieporadność, brak polotu oraz przede wszystkim profesjonalizmu. W czasach, gdy gotowanie stało się nową narodową pasją (kiedyś wszyscy tańczyli, dziś wszyscy gotują), tego typu event może być promowany z ogromnym rozmachem, a jednocześnie niewielkim kosztem. Tymczasem postawiono w zasadzie jedynie na wszelkiego rodzaju portale sprzedaży grupowej, a na samej stronie starano się nie zdradzać zbyt dużo, toteż do końca nie było wiadomo, czego się spodziewać. Moją nieufność wzbudzała także niewielka ilość zapowiedzianych wystawców, ale miałam nadzieję, że wynika to tylko i wyłącznie z braku czasu organizatora na uaktualnienie listy. Ależ ja byłam naiwna!
Festiwal rozpoczynał się o godzinie 10.00, ale ja i mama postanowiłyśmy przybyć na miejsce koło 12.00. Pierwszy problem pojawił się już po przyjeździe pod Qubusa - brak miejsc parkingowych, a podziemny parking hotelu płatny, nawet dla uczestników, więc gdybym chciała zostać do końca, oznaczałoby to wydatek prawie 40 zł. Pierwszy minus. Na miejscu bardzo miła, ale nieszczególnie doinformowana Pani nie była w stanie opowiedzieć mi, jak przedstawia się plan imprezy - od współorganizatora dowiedziałam się, że planu nie ma, to kucharze decydują, w jakiej kolejności będą przeprowadzać pokazy, a wiadomo tylko tyle, że będą się one odbywać co 2 godziny. No cóż, niech będzie.
Gdy weszłyśmy do sali konferencyjnej, akurat odbywał się pokaz gotowania zupy kaktusowej. Uznałyśmy, że nieszczególnie nas to interesuje i postanowiłyśmy wyjść do foyer, gdzie ustawione były stoiska wystawców. I tu następny, chyba najpoważniejszy minus - ich ilość można było policzyć na palcach jednej ręki. Była indyjska restauracja Bombaj Tandoori, winiarnia Dobre Wina, firma wędliniarska Bacówka i firma Soki Regionalne. Nie liczę stoiska dietetyków z Natur House i technikum gastronomicznego. W sali konferencyjnej było jeszcze stoisko baristów z Colours of Coffee i barmani z Extreme Bar. I to tyle, ot i cały Ogólnopolski Festiwal Kulinarny. 
Decyzja, by zamiast nauki przygotowywania zupy kaktusowej wybrać degustację specjałów kuchni indyjskiej, była najlepszą, jaką mogłyśmy podjąć. Dzięki temu miałyśmy okazję skosztować pysznego Butter Chicken z ryżem, pierożka samosa i placuszka z ciecierzycy z sosem, a także wypić mój ulubiony masala chai. Ci, którzy dotarli na Festiwal później, mogli się tylko obejść smakiem. Nie z winy Bombaj Tandoori - mieli oni być jedną z wielu restauracji oferujących degustację, a ostatecznie okazali się JEDYNĄ, więc nie byli gotowi na wyżywienie wszystkich uczestników. I tak stanęli na wysokości zadania - podobno koło 16.00 sprowadzili jeszcze więcej jedzenia, żeby wykarmić tych, którzy dopiero co się pojawili - OGROMNY PLUS ZA TAKĄ POSTAWĘ! Następnie mama załapała się na dwie próbki wina i krótką rozmowę na ich temat, a później kupiłyśmy kawałek kiełbasy z dzika i smalczyk z boczkiem w Bacówce. Organizator zapewniał, że impreza nie ma charakteru targów i jej założeniem są przede wszystkim pokazy i degustacje, ale w Bacówce niczego nie można było zdegustować, a ceny przedstawiały się dokładnie tak, jak na ich stoiskach w marketach. Zresztą podobnie było w przypadku soków i win (wina były jednak tańsze niż w sklepie, mój błąd!). Sądziłam, że podczas takich eventów będzie można liczyć chociażby na drobny rabat, żeby zachęcić klienta. Ale ja się może nie znam. 
Zupa kaktusowa została ugotowana, więc załapałyśmy się jeszcze na jedną piankę zanurzoną w fontannie czekoladowej i wróciłyśmy do sali konferencyjnej. Ustawiłyśmy się w kolejce do stoiska baristów, która zapewniła nam dobre pół godziny czekania. Przy okazji byłyśmy uczestniczkami zabawnej sytuacji. Pani przed nami zażyczyła sobie latte, po czym zdziwiona na widok ślicznego latte z serduszkiem stwierdziła, że ona przecież nie chce kawy z mlekiem! Kiedy barista zaproponował jej espresso, oburzyła się jeszcze bardziej - ona nie chce kawy z ekspresu! I zupełnie nie słuchała wyjaśnień, czym są i czym różnią się te kawy. Latte zostawiła. Barista, nieco zbity z tropu, zapytał, jaką kawę my sobie życzymy. Poprosiłyśmy o latte i od razu zaznaczyłyśmy, że doskonale wiemy, że to kawa z mlekiem. ;-) Zadeklarowałam nawet, że przejmę pozostawioną przez poprzedniczkę nietkniętą latte, jeśli druga będzie wyjątkowa. Dostałam więc piękne latte z kwiatuszkami! Zawsze chciałam zobaczyć, jak się takie robi. Raju, jaka to była pyszna kawa! Ja i mama zawsze słodzimy nasze kawy, ale tym razem wypiłyśmy bez cukru i była naprawdę świetna.
Ponieważ kolejka do baru ciągnęła się niebotycznie, postanowiłyśmy zająć strategiczne pozycje do obserwowania następnego pokazu. Dowiedziałyśmy się, jak przygotować dorsza na oliwie, z salsą z mango i kiełkami brokułów. Później miałyśmy także okazję zdegustować malutką porcję. Dorsz był smaczny, a prowadzony przez sympatycznych kucharzy pokaz całkiem przyzwoity, choć niestety z perspektywy szóstego rzędu niewiele widziałam - a co dopiero osoby siedzące dalej.
Po tym wydarzeniu uznałyśmy, że nic dobrego nas tu więcej nie spotka, więc pora się zbierać. Może i chciałybyśmy obejrzeć następne pokazy, ale czekanie na nie po 2 h mijało się z celem - bo co niby miałyśmy w tym czasie robić? Stać przy zastawionych pustymi szklankami stolikach (jedna kelnerka zupełnie nie radziła sobie ze zbieraniem takiej ilości naczyń) i liczyć, że coś nas w końcu zachwyci? Postanowiłyśmy jeszcze tylko odstać swoje w kolejce po drinki, gdzie mama wymieniła swoją wejściówkę na przepyszne Sex on the Beach, a ja jako kierowca na mix soczków, a potem tyle nas widzieli!
Wychodząc, mijałyśmy mnóstwo osób, które tak jak my były bardzo zawiedzione imprezą. Część składała nawet oficjalne zażalenia, a reszta głośno wyrażała swoje niezadowolenie. Wejściówki kosztowały 50 zł i naprawdę w tej cenie mogliśmy się spodziewać czegoś więcej niż tych kilku stoisk na krzyż. Szczególnie rozczarowane musiały być osoby, które przyszły po godzinie 14.00 - stoisko indyjskiej restauracji było puste, bariści nie wydawali kaw, czekoladowa fontanna dawno już przestała płynąć, a impreza chyliła się ku końcowi. A przecież miała trwać do 21.00!
Szkoda, że event o takim potencjale został pogrążony przez zupełny brak wyobraźni organizatorów. Sama swego czasu współorganizowałam różnego rodzaju targi sztuki i dizajnu, więc wiem, że nie jest to łatwa rzecz, ale tu wszystko, co dało się zepsuć, zostało zepsute. Za sprawę zabrali się ludzie, którzy wyraźnie nie znają się na rzeczy. W dodatku boją się krytyki - usuwają z fanpejdża wszystkie niepochlebne posty, a nie da się ukryć, że pojawiła się ich cała masa! 
Oj, jakże chciałabym dostać taki budżet, jakim najwyraźniej dysponowano, i pokazać, jak powinien wyglądać FESTIWAL KULINARNY z prawdziwego zdarzenia! Może kiedyś. :-)

10 komentarzy:

  1. Jak na coś ogólnopolskiego to rzeczywiście organizatorzy się nie popisali...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przytłaczający ten opis. Szkoda, że zmarnowano taki potencjał...

    OdpowiedzUsuń
  3. A teraz organizatorzy próbują wszystkim zamknąć usta: kasują negatywne komentarze, blogują niezadowolone osoby i straszą sądem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie się tym nie przejmuję, każdy ma prawo do krytyki, dopóki nie jest ona złośliwa czy oszczercza. A tu, niestety, sama prawda, która - tak się składa - najbardziej w oczy kole.

      Usuń
  4. Pani Magdo, firma dobrewina.pl, która niestety dała się nabrać organizatorom, w pełni zgadza się z Pani podsumowaniem imprezy. Natomiast, nie możemy się zgodzić z tym, że oferowaliśmy nasze towary w tej samej cenie co w sklepie. Sprzedawaliśmy wina nawet 50% taniej. Ponadto, każdy kto tylko miał ochotę mógł przyjść do naszego stoiska i próbować wina w dowolnej ilości. Niektórzy wracali do nas po kilkanaście razy i naprawdę, degustacja nie była związana z koniecznością zakupu. Mam nadzieję, że nasza firma nie będzie identyfikowana z brakiem profesjonalizmu organizatorów, bo mimo zastanej sytuacji staraliśmy się aby przynajmniej nasze stoisko miło się gościom kojarzyło :-) Pozdrawiamy, zespół dobrewina.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, tak jak napisałam - mama załapała się na próbki fajnego wina i wcale nie musiała w tym celu niczego kupować, dzięki Państwu przekonała się, że wino nie musi być słodkie, żeby było pyszne (smakowało jej bardzo pewne białe, lekkie musujące wino - zapomniałyśmy je kupić, zanim wyszłyśmy!). Jeśli źle oceniłam ceny na Państwa stoisku, bardzo przepraszam. :-)

      Usuń
    2. Nie ma sprawy, po prostu nie chcemy być wrzuceni do jednego "wora" z organizatorami... a wino, które smakowało mamie to było to: http://kupdobrewina.pl/wina/189-jmf-twin-vines-vinho-verde-5601174175003.html na Festiwalu sprzedawaliśmy je za 19,90, czyli 10 złotych taniej niż w sklepie :-))) Pozdrawiamy, zespól dobrewina.pl :-)

      Usuń
    3. Czyli wielka szkoda, że wychodząc w pośpiechu - zapomniałyśmy po nie wrócić. Postaramy się kiedyś to nadrobić. :-) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. szkoda, że impreza okazała się takim niewypałem

    OdpowiedzUsuń
  6. Niewypal to malo powiedziane. Sprawa nadaje sie do prokuratury. A usuwanie komentarzy i blokowanie komentujacych to porazka totalna. Nie mowiac jak wstyd dla organizatorow.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
ZDJĘCIA I TEKSTY MOJEGO AUTORSTWA - CHYBA, ŻE ZAZNACZONO INACZEJ. LINKUJ, JEŚLI KORZYSTASZ. Obsługiwane przez usługę Blogger.